- Dlatego na razie sąd nie odwiesi pozostałych spraw, w których powodami są inni stoczniowcy - tłumaczyła Irena Grochola, sędzia wydziału pracy Sądu Rejonowego w Malborku. - Przynajmniej do momentu, póki ten wyrok się nie uprawomocni. Pomimo takiego przełomu w sprawie, do zakończenia kłopotów stoczniowców jeszcze daleka droga. A kłopoty te zaczęły się rok temu. Tczewska stocznia jeszcze do połowy ubiegłego roku była pod zarządem syndyka masy upadłościowej Stoczni Tczew sp. z o.o. Pod koniec lipca 2010 r. na mocy umowy przedwstępnej pracowników wraz z majątkiem przejęła spółka celowa Zrembu Chojnice, która z czasem otrzymała nazwę Stocznia Tczew SA. Umowa miała być sfinalizowana w kwietniu br., ale tak się nie stało. Pracownicy tylko do listopada br. otrzymywali wynagrodzenie od swojego nowego pracodawcy. Potem wypłata pensji ustała. W czerwcu br. stoczniowcy zaczęli dochodzić swoich praw w malborskim sądzie w kilku procesach. Z uwagi na to, żeby nie powtarzać się podczas kolejnych rozpraw, toczy się tylko ta pierwsza, reszta została zawieszona aż do wyroku w tej pierwszej. De facto bowiem będzie dotyczył również pozostałych. Przesłuchiwani stoczniowcy rozszerzyli swoje roszczenia o kolejne zaległe wynagrodzenia. Sumy wahały się między od kilkunastu do ponad dwudziestu tysięcy złotych.
Siedmiu stoczniowców z ogłoszonym wczoraj wyrokiem może udać się już do komornika. Pozostali muszą zatem czekać. Wczoraj pani sędzia ponad godzinę uzasadniała wyrok. - Sąd uznał roszczenia powodów (stoczniowców) za zasadne - tłumaczyła. - Z materiałów i zeznań świadków wynika, że pracodawcą od listopada do teraz jest Stocznia Tczew SA w likwidacji z siedzibą w Chojnicach, a wcześniej Stocznia Tczew S.A. Uznano roszczenia pracowników co do zasady i wysokości wynagrodzenia. Oddalono natomiast w całości powództwo wobec Stoczni Tczew sp. z o.o. w upadłości. Według pani sędzi, sąd uznał ponad wszelką wątpliwość, kto jest pracodawcą i kto winien zapłacić zaległe wynagrodzenia. Z aktu notarialnego umowy przedwstępnej wynika, że pracownicy zostali przejęci wraz z majątkiem firmy. W dodatku, pozwanej Stoczni Tczew S.A. w likwidacji nie udało się podczas procesu dowieść, że syndyk celowo wprowadził jej przedstawicieli w błąd i stąd jej decyzja o rezygnacji ze stoczni. - Istotne jest też, że pracownicy stoczni cały czas pozostawali w gotowości do pracy - dodała Irena Grochola. - Nawet wykonując prace porządkowe i zabezpieczając majątek stoczni, który bez tego mógłby zostać uszczuplony. Teraz strony mają siedem dni, aby do sądu zwrócić się o pisemne uzasadnienie, a kolejne 14 na złożenie apelacji.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?