Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej Staśkowski z Tczewa. Widmo "białych niedźwiedzi"

(kap)
Andrzej Staśkowski
Andrzej Staśkowski
- W moim odczuciu stan wojenny był demonstracją siły, działaniem na rozkaz Sowietów. To że wprowadzenie stanu wojennego było "mniejszym złem" można próbować wcisnąć jedynie młodemu pokoleniu.

- W moim odczuciu stan wojenny był demonstracją siły, działaniem na rozkaz Sowietów. To że wprowadzenie stanu wojennego było "mniejszym złem" można próbować wcisnąć jedynie młodemu pokoleniu. Starsi w takie bajki nie wierzą. Chodziło po prostu o utrzymanie władzy - tak stan wojenny ocenia tczewianin Andrzej Staśkowski, internowany 13 grudnia 1981 roku.

- Pamiętam, jak dziś. Była godz. 4.15, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi - wspomina Andrzej Staśkowski. - Spojrzałem przez wizjer. Trzech milicjantów w mundurach i jeden ubek w cywilu. Jak się później okazało, u mnie pojawiła się ekipa bardzo grzeczna. U innego z tczewian - Gajewskiego wchodzili razem z drzwiami.
W domu były żona Henrietta i dwie córki, 15-letnia Mirosława i 11-letnia Aleksandra. Jak tylko Andrzej Staśkowski otworzył drzwi, jeden z mężczyzn szybko wszedł do kuchni, drugi skierował się w stronę okna w dużym pokoju, a trzeci do łazienki.
- Ola jeszcze cały następny dzień siedziała przy oknie i wyglądała, czy nie wracam do domu - wspomina pan Andrzej. - Z domu zabrano mnie gazikiem najpierw do komendy w Pruszczu Gdańskim. Tam był punkt zborny. Nie bardzo wiedzieliśmy, co się z nami stanie. Bardzo realna była wywózka "do białych niedźwiedzi". Okazało się, że do "wyboru" mam dwa miejsca - Zakład Karny w Czarnem koło Szczecinka lub obóz w Strzebielinku, w którym osadzono recydywistów mających budować elektrownię jądrową w Żarnowcu. Pojechałem, na szczęście, do Strzebielinka.

Pan Andrzej trafił do jednej celi z Karolem Modzelewskim i Jerzym Kiszkisem. Vis-a-vis była żona aktora - Halina Słojewska. Obok, po lewej, "siedział" Jacek Kuroń, a po prawej - Andrzej Gwiazda i Jacek Merkel.
- W jednej celi na 40 metrach kwadratowych było nas 24 - mówi pan Andrzej. - Warunki były trudne, ale muszę przyznać, że komendant starał się je złagodzić. Niestety, miał nad sobą nadzór ubecki.
Andrzej Staśkowski do domu wrócił 21 czerwca 1982 roku.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Andrzej Staśkowski z Tczewa. Widmo "białych niedźwiedzi" - Tczew Nasze Miasto

Wróć na tczew.naszemiasto.pl Nasze Miasto