Rozmowa z Andrzejem Grzybem z Czarnej Wody, radnym Sejmiku Województwa Pomorskiego, przewodniczącym komisji ochrony środowiska w sejmiku.
Panie Andrzeju, czy to prawda, że mamy w Polsce do czynienia z inwazją szopy praczy?
- Kilka lat temu, w raporcie o stanie środowiska w Polsce stwierdzono, że już przekroczyły Odrę, a ostatnie informacje wskazują, że populacja tych ssaków przekroczyła Wisłę. Wszystko zaczęło się w Niemczech, gdzie próbowano je hodować, potem wypuszczono i takie szopy pracze znalazły się po latach w naszych stronach.
Na Kociewiu także?
- Otrzymałem sygnały, że szop pracz był kilkakrotnie widziany w naszym regionie.
Czy ssak ten stanowi jakieś zagrożenie dla naszego środowiska naturalnego?
- To zwierzę nie ma praktycznie rywala, który by go eliminował. Jedynie wilk mógłby mu zagrozić, ale nie ma ich wielu. Tymczasem szop pracz jest bardzo ekspansywnym zwierzęciem, wszędzie wchodzi, szuka pokarmu, bo apetyt ma wielki. Stanowi zagrożenie na przykład dla ptaków, bo wyżera pisklęta z gniazd.
To mi przypomina historię z jenotem, drapieżnym ssakiem oraz problemy z bobrami.
- Jenot przywędrował do nas z innych stron, zza wschodniej granicy. To było wiele lat temu. Też przekroczył linię Wisły i także jest żarłocznym zwierzęciem. Z bobrem było inaczej. Został on świadomie przywrócony naszemu środowisku i z czasem okazało się, że bobry rozmnożyły się za bardzo. Sęk w tym, że brakuje wilka - naturalnego wroga. Pamiętam, jak ktoś mi kiedyś opowiadał o tym, że widział wilczycę z młodymi koło Bartla Wielkiego. Nie wiem, co dalej z nimi się stało.
Kiedyś opowiadał pan też o miejscach na Kociewiu, gdzie można spotkać czarnego bociana.
- I oczywiście wiem, gdzie to jest, ale proszę wybaczyć - nie mogę tego powiedzieć. Zaraz pojawiliby się tam ludzie i przepłoszyliby bociany. Tak samo byłoby z orłem. Z drugiej strony zwierzyna doskonale potrafi sama unikać kontaktu z ludźmi. Kiedyś w nadleśnictwie Lubichowo stwierdzono obecność śladów rysia. Tylko, czy ktoś go widział? Wątpliwe. Ryś po prostu wędrował przez nasze ziemie i poszedł dalej.
Czy komisja ochrony środowiska w sejmiku, w ogóle radni pomorscy, zajmowali się takim problemem jak inwazja szopa pracza na naszych ziemiach?
- Oczywiście, ten temat także był przedmiotem obrad naszej komisji. Raczej jednak nie powinniśmy ingerować zbyt mocno w ich obecność w naszym środowisku. Jestem zwolennikiem twierdzenia, że przyroda sama znajdzie jakieś rozwiązanie. Wszak największym drapieżnikiem jest człowiek. Plusem w tym wszystkim jest też fakt, że mamy różnorodną przyrodę, której zazdrości nam chyba niemal cała Europa.
Dziękuję za rozmowę.
Literat i samorządowiec
Andrzej Grzyb (54 lata), z wykształcenia polonista, należy do Związku Literatów Polskich. Nie tylko sam pisze prozę, czy poezję, ale również wspiera powstawanie innych publikacji oraz albumów. Pełniąc funkcję starosty starogardzkiego (1998-2002) wsparł pomysł Mirosława Kalkowskiego, aby wydać album archiwalnych pocztówek pt. „Pozdrowienia z powiatu starogardzkiego”.
W Sejmiku Województwa Pomorskiego znalazł się po raz pierwszy w 2002 roku. Wcześniej był także burmistrzem Czarnej Wody. Niedawno wstąpił do Platformy Obywatelskiej.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?