Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tczew. Chcieli mieć własne mieszkanie, dostali wiatrak

Józef M. Ziółkowski
Teodozja i Jan Trojakowie od ponad dwudziestu lat dbają o swój wiatrak.
Teodozja i Jan Trojakowie od ponad dwudziestu lat dbają o swój wiatrak.
Dla państwa Teodozji i Jana Trojaków z Tczewa ich wiatrak stanowi dużą wartość. Nic więc dziwnego, że zdecydowanie zareagowali na opublikowane w "Dzienniku Tczewskim" 12 września zdjęcie z suszącą się na poręczy ...

Dla państwa Teodozji i Jana Trojaków z Tczewa ich wiatrak stanowi dużą wartość. Nic więc dziwnego, że zdecydowanie zareagowali na opublikowane w "Dzienniku Tczewskim" 12 września zdjęcie z suszącą się na poręczy wykładziną.
Tym bardziej, że wkrótce odezwało się kilka osób, które nie szczędziły zgryźliwych komentarzy. No bo jak to może być, że na zabytkowym wiatraku suszy się wykładzina...

Wiele zabytków trafia obecnie w ręce prywatnych właścicieli. Nierzadko to jedyna szansa, aby zachować je od zniszczenia. Naturalne jest, że oprócz rąk chętnych do pracy wkracza tam codzienne życie. I dobrze. Bo czy susząca się na poręczy wykładzina to wysoka cena za za zdrowy zabytek?
- Gazetę przyniósł mały chłopiec - opowiada pani Teodozja. - Nie chciałam pokazać jej mężowi, wiedziałam, że się zdenerwuje. Włożył w ten wiatrak dużo pracy...
Wytłumaczyłem, że tekst, który napisałem o tczewskich zabytkach miał wzbudzić u samorządowców większe zainteresowanie historycznymi obiektami, których w mieście niemało.
Chodziło też o to, aby w Tczewie powstały ścieżki turystyczne a zabytki doczekały się tablic informujących w kilku językach o ich historii.

Tczewianie wiedzą, że przy ul. Wojska Polskiego stoi wiatrak. Nie wiadomo jednak kto jest jego właścicielem, kiedy go można zwiedzać. Podobnie jest z wieżą ciśnień, której jedyną tablicą informacyjną jest... reklama piwa.
Pani Teodozja łagodniała. Zgodziła się, że zdjęcie wiatraka z suszącą się wykładziną było dziełem przypadku. Dzień był piękny i gdzieś trzeba było ją wysuszyć.
Ponad dwadzieścia lat temu państwo Trojakowie zaczęli starać się o własne mieszkanie. Do sprzedaży, w tczewskim Urzędzie Miasta, był stary młyn i wiatrak z budynkiem. Już byli zdecydowani na kupno młyna przeznaczonego do remontu, gdy podbito im cenę. Został więc tylko wiatrak.
- Chcieliśmy kupić tylko dom przylegający do niego - opowiada pani Teodozja. - Nie było wyboru, na dokładkę był wiatrak.

Żartuję, że był to pierwszy w Tczewie sprywatyzowany zabytek.
- Tak było - dodaje żona.
Argumentem przemawiającym za tym, że Trojakowie mogą stać się właścicielami zabytku było to, że pan Jan jest stolarzem. Gdy kupili wiatrak w 1983 roku był on w fatalnym stanie. Deski odpadały z niego jedna po drugiej.
Wzgórze było zanieczyszczone śmieciami, gruzem, zarośnięte krzakami. Wyrównano teren i uformowano skarpę. Wykonano nowe drzwi, okna. Trojakowie kupili maszyny stolarskie i rozpoczęli remont wiatraka. Najpierw wymieniono podwaliny, czyli drewniane grube belki, na których stoi wiatrak. Kolejno zdejmowali drewniane ściany i wymieniali na nowe. Wykonali też nowe śmigła. Gruntowny remont trwał ponad rok.

Jedyną pomoc jaką otrzymali były pieniądze na deski od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
- Mówi pan o atrakcyjności zabytków, a nam odcięto nawet prąd do lampy oświetlającej zabytek - powiedział Jan. - Inne zabytki w mieście mają nocne iluminacje.
Pani Teodozja dodaje, że z Urzędu Miasta nie otrzymali na konserwację zabytku ani grosza. A przecież chwali się on wiatrakiem, jako swoim logiem. Nie zapytano ich też czy wiatrak mógłby posłużyć jako symbol Tczewa. Jeżeli jest on słynny na cały świat, to chyba nic by się nie stało gdyby miasto zafundowało tablicę informacyjną, nie państwu Trojakom, ale turystom oglądającym zabytek.

Państwo Trojakowie mówią, że aby zabytek nie zniknął z panoramy Tczewa trzeba ciągle konserwować deski, naprawiać.
Właściciele prowadzą do ogrodu, który usytuowany jest na skarpie. Jan Trojak mówi, że woda rozmywa ziemią, a to zagraża wiatrakowi. Dlatego, górę, na której stoi wiatrak trzeba wzmacniać.
- Mimo kłopotów przyjemnie jest mieszkać w cieniu wiatraka - dodaje pani Teodozja. - Gdy zmęczy nas hałas samochodów z ulicy Wojska Polskiego, idziemy do ogrodu za wiatrak. Tam jest spokój.

Z bliska widać ile jeszcze pracy trzeba wykonać wokół wiatraka. Sypie się ceglana przybudówka. Właściciele mówią, że trzeba ją rozebrać bo cegły zmurszały. W fundamencie wiatraka są spore ubytki. Państwu trojakom marzą się też szerokie schody od ul. Grunwaldzkiej, prowadzące turystów do zabytku.
- Skąd na to wszystko brać pieniądze -drapie się po głowie Trojak. - Wszystkie roboty ziemne przy wiatraku trzeba wykonywać ręcznie. Nie wjedzie tu żadna maszyna.
Od uroku pracy przechodzimy do przyjemności mieszkania pod wiatrakiem. Pytam czy śmigła to tylko atrapy.
- Dlaczego pan tak sądzi - odpowiada Trojak. - Wyciągnę dwie belki blokujące mechanizm i ruszą.
Państwo Trojakowie pamiętają, jak w w grudniu 1986 roku, śmigła zerwały się z uwięzi.
- Kręciły się, oj, kręciły - mówi Jan Trojak. - Kilka drewnianych belek tryby zmieniły, zanim zatrzymałem maszynę.
Obchodzimy wiatrak dookoła. Zadzierając głowy do góry, patrzymy na monstrualne młynarskie dzieło. Z bliska jego fotografia wygląda inaczej. Widać na niej zwykłe ludzkie problemy i kłopoty dnia codziennego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tczew.naszemiasto.pl Nasze Miasto