MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Tczew. Kłopoty Stoczni Tczew

Józef M. Ziółkowski
Na razie jeszcze Stocznia Tczew pracuje. Ale jak długo?
Na razie jeszcze Stocznia Tczew pracuje. Ale jak długo?
Czarne chmury wiszą nad Stocznią Tczew. Niektórzy mówią, że wiatr je rozwieje i będzie lepiej. Najbliższe tygodnie rozstrzygną, czy firma pojedzie po pochylni w dół czy też zatrzyma się.

Czarne chmury wiszą nad Stocznią Tczew. Niektórzy mówią, że wiatr je rozwieje i będzie lepiej. Najbliższe tygodnie rozstrzygną, czy firma pojedzie po pochylni w dół czy też zatrzyma się. Padają pytania o co toczy się gra. Mówi się o upadłości stoczni, do takiej decyzji nie spieszy się zarząd stoczni.

Jedną blokadę już założono pod pochylniany wózek. Jest nią bez wątpienia zgoda miasta na 1 mln złotych poręczenia na kredyty, który chce zaciągnąć stocznia na budowę kadłuba statku dla armatora norweskiego. Taką decyzję podjęło 19 radnych Rady Miejskiej, dwóch wstrzymało się od głosu. Czy owa blokada będzie skuteczna, pokaże czas. Największe udziały w firmie posiada Urząd Miasta (56,7 procent). Udziałowcem jest firma Karat Shipyard (33,5 procent) i pracownicy (9,8 procent).
Początkowo stocznia chciała poręczenia na sumę 2,5 mln złotych. Procedura poręczenia jest jednak skomplikowana. Firma musi złożyć projekt restrukturyzacyjny i uzyskać pozytywną opinię prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Zarząd Stoczni twierdzi, że ostatecznie na poręczenie potrzebuje 1,5 mln złotych i o taką kwotą wystąpił do miasta. Miasto mówi, że więcej pieniędzy nie ma. Milion złotych poręczenia to i tak rezygnacja z wielu inwestycji miejskich. Także ograniczenie rynku pracy.
- Jest dwóch wspólników: miasto i Karat - mówił na sesji prezydent Zenon Odya. - Dajmy milion, resztę niech da drugi wspólnik.
Miasto mogłoby dać całą kwotę, zastawiając budynki, ale banki nie chcą takiego zabezpieczenia majątkowego, z uwagi na konieczność utworzenia rezerwy w wysokości 50 procent poręczenia.
Prezydent Odya twierdzi, że udzielenie poręczenia i tak nie gwarantuje ciągłości produkcji, płynności finansowej i możliwości spłaty zadłużenia przez spółkę. Ma ona bowiem kilkumilionowe zadłużenie wobec ZUS. Ten, aby rozmawiać o ugodzie, domaga się zapłaty składki pracowniczej, czyli połowy zadłużenia.

Prezes stoczni Edmund Łepkowski twierdzi, że mimo bardzo trudnej sytuacji na rynku stoczniowym firma istnieje i daje zatrudnienie 250 pracownikom. Chce poszukać brakujące pół miliona złotych.
Jest zapewnienie, że w tczewskiej stoczni mają być budowane dwa kolejne statki.
- Chodzi nam aby kontrakt na budowę statku ruszył - powiedział nam Janusz Bolc, ze stoczniowego związku NSZZ Solidarność. - Mamy zapewnienie o robocie do połowy przyszłego roku.
Czas nagli i budowa kadłuba dla armatora norweskiego musi się rozpocząć. Ma on być gotowy w grudniu. Pracownicy poszli na wcześniejsze urlopy aby móc pracować od lipca przy budowie statku. Stocznia ma materiały wartości 450 tys. złotych potrzebne do jego budowy. W kuluarach sesji radni mówili, że los stoczni jest w rękach zarządu firmy.

od 7 lat
Wideo

Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tczew.naszemiasto.pl Nasze Miasto