Złom wojskowy po "Pustynnej Burzy"

Mimo że od zakończenia operacji "Pustynna Burza" minęło już dwanaście lat, jeszcze w ubiegłym roku na terenie Kuwejtu znajdowały się tony tzw. złomu wojskowego. Próby pozbycia się z tego kraju stalowego złomu, jaki został po działaniach wojennych przez wiele lat nie przynosiły efektów. Firmy, które zajmują się odzyskiem metali ze złomu obawiały się, że teren z jakiego mieli usunąć uszkodzony sprzęt, uzbrojenie, może być zaminowany, a efektem użycia pocisków neutronowych jest napromieniowane. Kuwejtczykom w znalezieniu nabywcy na wojskowy złom pomagał Emil Georgijew, przedsiębiorca z powiatu tczewskiego, który utrzymuje stosunki handlowe m.in. Kuwejtem i Europą Zachodnią.
- W Kuwejcie, aby "wyprowadzić" wojskowy złom z kraju powołano specjalną firmę z udziałem krajowego i zagranicznego kapitału - mówi Emil Georgijew. - Ze mną skontaktowano się w styczniu 2002 roku. Miałem znaleźć holenderską firmę zajmującą się recyclingiem. Udało się. Przekazano mi szacunkowe wartości niektórych pozycji. Aż trudno uwierzyć, że aż około 2 mln ton złomu w postaci sprzętu wojskowego, uzbrojenia, może pozostać w tak małym kraju.
Na liście znalazło się m.in. około 3000 czołgów, 25 tys. sztuk różnego typu armat, wyrzutni, wozy pancerne, autobusy wojskowe, cysterny, samochody terenowe i inne. Po "Pustynnej Burzy" pozostało też 80 tys. ton łusek armatnich.
- Większość czołgów to rosyjskie T55 - mówi przedsiębiorca. - Jednak na pustyni zostały również amerykańskie czołgi. Gdyby ustawić je jeden obok drugiego to zajęłyby powierzchnię około 40 boisk piłkarskich. Przekazany złom wykonany został z najlepszej jakości stali. Wartość szacunkowa złomowanego sprzętu i pozostałości po zniszczonych rafineriach to około 200 mln zł.