Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gąsiorki, gmina Morzeszczyn. Sołtys kolekcjonerem

Krystyna Paszkowska
Na tym kołowrotku przędła moja babcia, mama i ja - mówi Stefan Winter.
Na tym kołowrotku przędła moja babcia, mama i ja - mówi Stefan Winter.
Sołtys wcale nie musi kojarzyć się jedynie ze ściąganiem podatków i roznoszeniem informacji o kolejnych podwyżkach opłat lokalnych. Udowodnił to Stefan Winter, sołtys Gąsiorek, w gminie Morzeszczyn.

Sołtys wcale nie musi kojarzyć się jedynie ze ściąganiem podatków i roznoszeniem informacji o kolejnych podwyżkach opłat lokalnych. Udowodnił to Stefan Winter, sołtys Gąsiorek, w gminie Morzeszczyn. "Pan na wiejskich włościach" od lat oprócz swoich społecznych powinności ma też nietuzinkowe hobby, któremu oddaje całe serce i wolny czas. Stefan Winter zbiera starocie.

- Jako mały chłopiec zbierałem modele samochodów, ale to nic szczególnego - wspomina pan Stefan. - Przecież chłopcy z reguły coś zbierają. Tak naprawdę to starocie zacząłem kolekcjonować w zawodówce. Kupiłem wówczas od kolegi lampę naftową, jeszcze taką z czasów II wojny światowej. Niestety, kiedyś mi spadła i potłukł się klosz. Została tylko sama oprawa. Niedawno dostałem też lampę naftową, ale węgierską, czy też bułgarską. Niestety, i ona nie ma klosza.
W pasji zbieraczej Stefana Wintera wspiera jego żona Teresa. Są małżeństwem od 18 lat. Bywa, że wspólnie próbują dociec do czego służył zdobyty eksponat. Tak jest choćby z dzwonkiem, na którym widnieje nr 14.
- Najpierw myśleliśmy, że to dzwonek do sań, ale równie dobrze mógł to być dzwonek, jaki zazwyczaj wieszała straż pożarna na pierwszym z wozów jadących do akcji - mówi pani Teresa. - Dużo ciekawych rzeczy zostało nam po dziadkach...

- Z największym sentymentem wspominam kołowrotek, na którym jeszcze babcia i moja mama przędły wełnę - wzdycha pan Stefan. - Te tradycyjne są pionowe, a ten babciny ma kółko i szpulę do wełny z boku. Sam też próbowałem prząść, ale mama z babcią zawsze dokładnie wiedziały, kiedy ruszałem kołowrotek. A to nitka była za mocno skręcona, bo kółko za szybko kręciłem, to znowu za gruba, bo runa za dużo podawałem. Nijak nie mogłem utrafić, a jak przędły babcia, czy mama to wyglądało, że to nic trudnego.
Kiedy na stole "lądują" pożółkłe zeszyty nutowe,
aż ciśnie się pytanie: kto z domowników gra na pianinie?
- Niestety nikt - odpowiadają zgodnie małżonkowie. - Te zapiski nutowe Louisa Köhlena i Adolfa Ruthardta "Beethoven Sonaten" dostał w prezencie prawdopodobnie mój dziadek. Na pierwszej stronie widnieje dedykacja: "Zur bleibenden Erinnerung an Emil Abramowitz Ridg. 24. Dec. 1915 r." Równie cenne są zapiski z dziadkowego pamiętnika.

- A wcale dużo nie brakowało żeby tego pamiętnika już nie było - wtrąca pani Teresa. - Chcieliśmy go spalić, ale coś nas tknęło i zaczęliśmy przeglądać zapiski. Okazało się, że w tym dzienniku są takie rzeczy, o jakich nam się nawet nie śniło. Otóż w naszej wsi od lutego 1934 roku działało bractwo strzeleckie. W pamiętniku jest nawet pieczątka Związku Strzeleckiego w Gąsiorkach.
W oparciu o zapiski z dziadkowego sztambucha państwo Winterowie mogli nie tylko prześledzić dzieje swojej rodziny, ale i wsi oraz tego co się działo w ówczesnej gospodarce.
- Nikt nawet nie wiedział, że pod koniec czerwca 1935 roku nad Gąsiorkami przeszła ogromna burza gradowa z ulewą i piorunami - mówi Stefan Winter. - Kule gradowe były wielkości... kurzych jaj. Dziurawiły nawet dachy. Takiej burzy nawet ówcześni najstarsi mieszkańcy nie pamiętali.
W pokoju, na kredensie stoją stare żelazka, jeszcze takie na drzewny węgiel.

- Żeby wyprasować rzeczy najpierw trzeba było rozpalić w piecu - wyjaśnia sołtys - kolekcjoner. - Później żar z pieca się wyjmowało i wkładało do pojemnika, jaki mieści się w żelazku. Kilka razy nim pomachać, żeby się żelazko rozgrzało i dopiero zabierać się za prasowanie.
W zbiorach domowego muzeum jest też tradycyjna kociewska koponka, czyli korytko do pieczenia chleba.
- Nasza koponka pochodzi z początku XX wieku, a wydłubana została z jednego kawałka drewna - wyjaśnia pani Teresa. - Mieściło się na niej 5 bochenków.
- Dziadek miał pasiekę z 14 ulami - wspomina Stefan Winter. - Teraz pozostał z niej tylko jeden w kształcie kościółka. Widocznie pszczółki też chciały gdzieś się pomodlić - uśmiecha się.
Sołtys ma nadzieję, że spotka kogoś, kto doradziłby mu, jak powinien konserwować swoje eksponaty, aby ich nie zniszczyć.
- Jeżeli ktoś chciałby obejrzeć moje cacka, to chętnie o nich opowiem - zapewnia Stefan Winter.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tczew.naszemiasto.pl Nasze Miasto