Znakomicie spisali się zarówno strażacy jak i sprzęt, którym dysponują. Przy nieocenionym wsparciu z powietrza samolotów i śmigłowców, a także z lądu – wojsko, miejscowa ludność i leśnicy; udało się zwalczyć ostatnie ogniska pożaru w Lasku Wroceńskim. Znakomicie układała się współpraca ze strażakami z całego kraju. Sprawdziły się także założenia i rozwiązania z zakresu taktyki działań gaśniczych oraz wykorzystania sprzętu.
W niedzielne późne popołudnie odbyła się ostatnia odprawa pomorskiego zgrupowania. Pomimo zmęczenia na twarzach ratowników malowało się zadowolenie wynikające z dobrze wykonanej pracy oraz perspektywy powrotu.
Podlasie pożegnało pomorskiego Heweliusza wracającego w komplecie do jednostek macierzystych. Mieszkańcy licznie wychodzili przed swoje posesje machając „naszym” strażakom i nagrywając przejazd kolumny wozów zmierzającej na zachód.
- Rozmawiałem chwilę ze strażakami, którzy wrócili z akcji w Biebrzańskim Parku Narodowym - mówi mł. kpt. Michał Myrda, rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Tczewie. - Z tego co opowiadali, to był bardzo trudny teren. Gasili głównie torfowiska. Często trzeba było ciągnąć linie gaśnicze nawet po kilkaset metrów. Żeby przejechać przez teren bagnisty potrzebowali pojazdów gąsienicowych albo z większą liczbą kół. Pożary torfowisk są bardzo niebezpieczne. Kiedy zejdą pod powierzchnię, można nawet nie wiedzieć, że stąpa się po terenie objętym pożarem i zapaść się w ogniu. Nasi strażacy wrócili cali i zdrowi. Teraz mają kilka dni na odpoczynek.
Rankiem 27 kwietnia wszyscy strażacy wchodzący w skład zgrupowania dotarli do swoich domów i stęsknionych rodzin.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?