- Jesteśmy w matni - komentują byli stoczniowcy. - Kilkadziesiąt osób nie wie, co ze sobą zrobić, do kogo się zwrócić o pomoc. Sprawa jest tak zawiła, że nie chcę się nią zająć żaden adwokat. Czy tak jak pracownicy malborskiej Malmy, mamy poczekać na nasze pieniądze osiem lat? Jesteśmy bezsilni...
W skardze kasacyjnej do Sądu Najwyższego na wyrok przyznający siedmiu pracownikom zakładu zaległe wynagrodzenia w wysokości 182 tys. zł, likwidator Stoczni Tczew S.A. nadal stoi na stanowisku, że po odstąpieniu od umowy o zakupie stoczni „nastąpić powinien niejako automatycznie powrót pracowników do Stoczni Tczew Sp. z o.o. w upadłości (...) Nie można wobec powyższego żądać wykonania zobowiązania, gdyż przestało ono istnieć.”
- Spółka jest w likwidacji, więc siłą rzeczy nie ma środków finansowych na wypłatę zasądzonych wynagrodzeń - wyjaśnia nam Tomasz Mrozek Gliszczyński. - Nadal stoimy na stanowisku, co zawarliśmy w skardze kasacyjnej, że naszym zdaniem podmiotem, który powinien zapłacić te pieniądze byłym pracownikom stoczni, jest syndyk masy upadłościowej.
Czytaj więcej w piątkowym, papierowym wydaniu „Dziennika Tczewskiego”
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?