Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sprawa pogryzionej Marysi z Rokitek na wokandzie. Psy rzuciły się na dziecko, bo broniły terytorium?

Przemysław Zieliński
PRZEMYSŁAW ZIELIŃSKI
Druga rozprawa w procesie właścicielki psów, które dotkliwie pogryzły 9-letnią Marysię, pokazała rozbieżności w ocenie zachowań zwierząt przez świadków.

Do zdarzenia doszło 7 kwietnia 2016 r. w Rokitkach (gm. Tczew). Trzy mastify tybetańskie wydostały się z hodowli i rzuciły się na jeżdżącą na rowerze po ulicy dziewczynkę. Gdyby nie szybka reakcja świadka ataku, który odgonił zwierzęta i sam został przez nie pogryziony, oraz założony przez dziewczynkę kask, sytuacja mogłaby się skończyć znacznie tragiczniej. 9-letnią wówczas Marysię przetransportowano śmigłowcem do szpitala w Gdańsku, gdzie przeszła operację. Ofiara ataku miała liczne rany szarpane na całym ciele, w tym twarzy, głowy i ręki. Niestety nie udało się uratować najmniejszego palca u prawej ręki pacjentki.

Właścicielce psów Danucie Sz. prokuratura postawiła zarzuty nieumyślnego narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Oskarżonej grozi maksymalna kara do 3 lat więzienia.

Podczas drugiej rozprawy, która przed Sądem Rejonowym w Tczewie odbyła się w ubiegły piątek, 12 stycznia, sąd przesłuchał m. in. męża oskarżonej oraz innych mieszkańców os. Polana Leśna, gdzie doszło do tragedii. Zdaniem prokuratory, psy wybiegły z posesji przez niewłaściwie zabezpieczoną furtkę, która pod wpływem ich ciężaru otworzyła się. Furtka, otwierająca się na zewnątrz, od kilku miesięcy była uszkodzona, nie otwierała się. Właściciele posesji najczęściej wchodzili na jej teren przez bramę wjazdową. Rodzice pogryzionej dziewczynki, którzy w procesie pełnią rolę oskarżycieli posiłkowych, pytali męża oskarżonej, dlaczego wiedząc o zepsutej furtce przez kilka miesięcy jej nie naprawił.

- Myśleliśmy, że zatrzasnęła się „na amen” - zeznał mężczyzna. - Chcieliśmy przez zimę uzbierać pieniądze, aby latem wymienić całe przednie ogrodzenie. Nikt nie mógł przewidzieć, że coś takiego może się wydarzyć. Uważam, że był to nieszczęśliwy wypadek. Psy prawdopodobnie broniły swojej posesji - dodał.

Podczas rozprawy sąd przesłuchał głównie sąsiadów z osiedla, pytając także o codzienne zachowania mastifów. Opinie były podzielone. Część świadków mówiła, że na przechodzące obok hodowli osoby psy szczekały, biegały wzdłuż ogrodzenia, a często gryzły się między sobą.

Czytaj więcej w sobotnim wydaniu „Dziennika Bałtyckiego”!

Tczew NaszeMiasto.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tczew.naszemiasto.pl Nasze Miasto