- Pracuję w tej firmie ponad 30 lat - pyta jeden z nich. - Byłem nawet we Flextronics, ale w kadrach powiedzieli mi, że nie mam uregulowanego stosunku pracy. Nie mogą mnie przyjąć, bo nie mam świadectwa pracy. Wszyscy jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Kolega odszedł na emeryturę, ale nie otrzymuje jej, bo nie ma mu kto wystawić odpowiednich zaświadczeń. Nikt nie może się zarejestrować w urzędzie pracy, nikt nie może odejść. Nie pracujemy już, bo jest za zimno. Dyżurujemy jedynie, żeby nikt nie rozkradł stoczni. Trudno sobie wyobrażać, co będzie dalej... Kto jest pracodawcą tczewskich stoczniowców? Pod koniec lipca ubiegłego roku została podpisana umowa przedwstępna między syndykiem masy upadłościowej Stoczni Tczew a spółką utworzoną przez Zremb Chojnice. Firma ta zobowiązała się wykupić stocznię i zatrudnić jej pracowników. Ostatecznie mieli ją przejąć w kwietniu 2011 r. Przez kilka miesięcy stoczniowcy dostawali pensję, jednak w grudniu przestało już być tak miło. Jak mówią pracownicy, nie otrzymali już pensji za listopad i grudzień. Skarżą się też, że nowy pracodawca nie przyznaje się do nich i wycofał się do Chojnic. Nie udało nam się wczoraj uzyskać odpowiedzi od przedstawicieli Zrembu Chojnice, jakie mają plany względem pracowników stoczni i samego jej majątku. – Nie uchylamy się od odpowiedzi na pytania, jednak mogą udzielić jedynie uprawnione do tego osoby - tłumaczyła nam wczoraj Danuta Wruck, wiceprezes Zremb Chojnice. Podobnie Magdalena Smółka, syndyk Stoczni Tczew sp. zo.o. w upadłości nie odpowiedziała nam wczoraj na pytania, jednak zobowiązała się to zrobić w najbliższych dniach. Nie jest wykluczone, że obie te strony znajdą się w sądzie. Na pewno do sądu pójdą sami pracownicy. Na dzisiaj (12 stycznia) pracownicy zaplanowali podpisywanie pozwów do sądu. Chcą w końcu wiedzieć, od kogo mogą otrzymać świadczenia i dokumenty, a przede wszystkim odzyskać swoje zaległe wynagrodzenia. Póki co, niektórzy mogli liczyć jedynie na zasiłki Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tczewie. W dodatku... będą musieli je zwrócić. - Formalnie są oni zatrudnieni, więc nie mogą otrzymywać tego typu pomocy z budżetu miasta - wyjaśnia Mirosław Pobłocki, prezydent Tczewa. - Pomogliśmy niewielkimi zasiłkami przed świętami, bo sytuacja ludzi zatrudnionych w stoczni była nie do pozazdroszczenia. Jako miasto możemy jedynie apelować do stron, aby jak najszybciej doszły do porozumienia. Mam się w najbliższym czasie spotkać z panią syndyk. Tyle na razie możemy zrobić.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?