Zaczęło się od Słupska, którego prezydent Robert Biedroń oświadczył, że żadne pieniądze z tytułu dzierżawy miejskiej przestrzeni przez cyrki nie są warte cierpienia zwierząt w nich tresowanych. Wkrótce z podobnymi zakazami wystąpiły kolejne samorządy, a kampania prowadzona przez organizacje zajmujące się ochroną zwierząt przybrała na sile.
- Zwierzęta nie przebywają w cyrku z własnej woli - przekonują inicjatorzy kampanii „Cyrk bez Zwierząt”. - Pracują niewolniczo dla ludzi, którzy zarabiają kosztem ich cierpienia. Dzikie zwierzęta, oderwane od naturalnego środowiska i własnego stada, przetrzymuje się w ciasnych klatkach lub przywiązane łańcuchami na niewielkich wybiegach. Podczas sezonu przewożone są z miasta do miasta, co jest dla nich źródłem stresu. Wykonywanie dziwacznych sztuczek nie leży w naturze zwierząt. Są do nich zmuszane poprzez brutalne metody tresury i głodzenie.
Dodają, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby cyrki skupiły się na programach tworzonych przez artystów prezentujących wyłącznie własne umiejętności, jak żonglerka, szczudlarstwo, balansowanie na linie czy akrobatyka.
- Nie wiem, na ile jest w tym mody, bo w sytuacji, gdy przez lata w ogóle o tej kwestii się nie mówiło, nagle w ciągu miesiąca kilkanaście miast w kraju zabrania wjazdu cyrkom ze zwierzętami - komentuje sprawę Mirosław Pobłocki, prezydent Tczewa. - Musimy mieć trochę zaufania do prawa, ponieważ są instytucje państwowe powołane do pilnowania warunków bytowania zwierząt w cyrkach. Najczęściej są to zwierzęta urodzone już w niewoli. Co z nimi zrobić, gdy cyrki będą musiały się ich pozbyć?
Czytaj więcej w piątkowym, papierowym wydaniu „Dziennika Tczewskiego”.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?