Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bielawki, gmina Pelplin. Cudem uniknęła śmierci

Krystyna Paszkowska
- To chyba niemożliwe, że z tego malucha udało się komuś wyjść żywo. Przecież to, co z niego zostało, przypomina raczej metalową trumnę niż auto - mówili świadkowie wypadku, do którego doszło w sobotę w Bielawkach ...

- To chyba niemożliwe, że z tego malucha udało się komuś wyjść żywo. Przecież to, co z niego zostało, przypomina raczej metalową trumnę niż auto - mówili świadkowie wypadku, do którego doszło w sobotę w Bielawkach niedaleko Pelplina. W wypadku uczestniczyły mały fiat i mercedes. Ranne zostały w nim dwie osoby.

Strażacy, którzy byli na miejscu zdarzenia uważają, że nad 19-letnią mieszkanką Nowej Cerkwi, w gm. Morzeszczyn, która jechała właśnie fiatem 126p czuwała Opatrzność.
Dochodziła godz. 20, kiedy 19-letnia Monika L., kierująca maluchem przejeżdżała przez Bielawki. Właściwie trudno stwierdzić, co takiego się stało, że z delikatnego łuku drogi, maluch bokiem uderzył w przydrożne drzewo. Auto odbiło się od niego, kilka razy dachowało, upadło na maskę jadącego za nim mercedesa. Ponownie malucha odrzuciło. Kolejny przewrót i uderzenie w inne drzewo. Pokiereszowanego fiata do drzewa "docisnął" jeszcze uczestniczący w zderzeniu mercedes.

Szczęście w nieszczęściu

Na pogotowie ratunkowe nie trzeba było czekać dłużej niż 15 minut. Później jednak opinie osób, które zgromadziły się na miejscu wypadku nie wróżyły nic dobrego ekipie ratowniczej. Ludzie mieli obiekcje, czy lekarz zamiast jak najszybciej zawieźć ranne dziewczyny do szpitala powinien dopominać się o dokumenty ofiar wypadku.
- Dziękuję Bogu, że ten maluch nie wylądował kilka centymetrów dalej na masce naszego auta - mówi mama drugiej z rannych dziewcząt, 22-letniej Kaliny L. z Pelplina. - Przecież wówczas mogłabym stracić córkę i syna, który z nią jechał. Córka była w szoku, skarżyła się na ból w okolicy kręgosłupa. Słyszałam jak lekarz pogotowia dopytywał się o dokumenty rannych. Nie było mi w głowie szukać "papierów". Ważne było, że córka żyje i tamta dziewczyna też. Nie mogłam uwierzyć po tym jak zobaczyłam w jakim stanie był maluch, że z tego auta w ogóle można było wyjść.

Wizyta w szpitalu

- Mały fiat w wyniku kilku następujących po sobie zderzeń został całkowicie zgnieciony - mówi asp. Marek Kosecki z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Tczewie. - Obie ranne dziewczyny przewiezione zostały do szpitala w Tczewie.
Kiedy rodzice Kaliny dotarli do szpitala, nadal nie mieli dokumentów córki. - Personel szpitala uspokajał mnie, że nic się nie stało, dokumenty mogę później donieść - mówi mama Kaliny.
Roman Abramowicz pełniący obowiązki dyrekotra stacji pogotowia ratunkowego w Tczewie obiecał sprawdzić, czy postępowanie lekarza na miejscu wypadku było prawidłowe.

  • Czesław Hibner
    komendant miejsko-gminny Ochotniczej Straży Pożarnej w Pelplinie


    - Jestem zbulwersowany, że lekarz zamiast szybko przewieźć ranne dziewczyny do szpitala, uporczywie dopominał się o ich dokumenty. Twierdził, że musi spisać numery PESEL. Próbowałem mu wyjaśnić, że rodzina dziewcząt dowiezie dokumenty do szpitala. Aut nie można było ruszać. Najpierw musi je obejrzeć policyjny technik. Zresztą dostać się do wnętrza malucha i tak nie można było. Dopiero moje ostre słowa zobligowały lekarza do jakiejś reakcji.
  • od 7 lat
    Wideo

    META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

    Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!

    Polecane oferty

    Materiały promocyjne partnera
    Wróć na tczew.naszemiasto.pl Nasze Miasto