Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na procesie prezydenta Tczewa zeznawali kolejni świadkowie [ZDJĘCIA]

Redakcja
PRZEMYSŁAW ZIELIŃSKI
Przed Sądem Rejonowym w Malborku odbyła się dzisiaj, 15 lutego, kolejna odsłona procesu z oskarżonym prezydentem Tczewa Mirosławem Pobłockim w roli głównej.

Przypomnijmy, że włodarz oskarżony jest o przekroczenie uprawnień i naruszenie ustawy o ochronie danych osobowych w postaci przekazania nagrań z miejskiego monitoringu z pominięciem policji osobom do tego nieuprawnionym, czyli mecenas reprezentującej włodarza oraz prezesów miejskich spółek. Sprawa sięga połowy 2015 r. i tzw. afery plakatowej. Wówczas na ulotkach oraz plakatach zatytułowanych „Władza się wyżywi”, rozwieszonych na ulicach Tczewa, umieszczono prezydenta Mirosława Pobłockiego w roli św. Mikołaja rozdającego wysokie pensje i premie prezesom miejskich spółek. Ci poczuli się obrażeni i pozwali za naruszenie dóbr osobistych radnego Zbigniewa Urbana oraz jego brata, mimo iż rajca nigdy nie przyznał się do stworzenia i rozwieszenia kontrowersyjnych plakatów.

W piątek sąd rozpoczął rozprawę od kontynuowania przesłuchania byłego radnego Zbigniewa Urbana (zgodził się na publikację danych i wizerunku), który potwierdził raz jeszcze, że jako osoba pokrzywdzona w postępowaniu do czerwca 2017 r., i mająca dostęp do akt sprawy, nikomu, a zwłaszcza mediom, nie przekazywał nagrania z monitoringu, na którym - jak dodał - go nie ma. Jak stwierdził, uznał, że zostało ono przekazane mecenas prezydenta i prezesów miejskich spółek w sposób nielegalny.

- W mojej ocenie powinna pani siedzieć obok oskarżonego nie w roli obrońcy, a osoby współoskarżonej, bo doskonale pani wiedziała, że nagranie zostało przekazane w sposób niezgodny z prawem - powiedział pod adresem mecenas Joanny Grodzickiej**Zbigniew Urban**. - Dziwi mnie, że pani mecenas wystąpiła o nagranie tylko z jednej kamery, z danego miejsca w określonej godzinie.

Joanna Grodzicka dopytywała byłego radnego o jego wniosek z 2007 r. dotyczący montażu monitoringu na niecce przy ul. Jedności Narodu oraz transmisji obrazu na żywo w lokalnej telewizji kablowej, oraz o zapytanie skierowane do władz miasta w 2016 r., czy strażnicy miejsce inwigilują mieszkańców Tczewa i zaglądają im kamerami do okien. Sędzia Bartosz Bystrek uznał jednak, że pytania zbyt daleko odbiegają od meritum sprawy, a ich powtarzanie ma charakter zmierzania o przedłużania postępowania. Mecenas przekazała też nagranie oraz zdjęcie oskarżyciela posiłkowego Tomasza U., skopiowane z jego konta na portalu społecznościowym, na którym mężczyzna ma być ubrany w - jak to opisała Joanna Grodzicka - „według mojej wiedzy w mundur z naszywką SS”.

- Tomasz U. Udostępnia publicznie swój wizerunek w taki sposób i nie ma z tym żadnych problemów, a w postępowaniu czuje się osobą pokrzywdzoną (Tomasz U. ma być widoczny na wspomnianym nagraniu z miejskiego monitoringu - dop. red.) - dodała Grodzicka.

- Każdy ma prawo do dysponowania swoim wizerunkiem, ale czym innym jest jego wykorzystywanie przez inne osoby - oponował Tomasz U. - Czuję się inwigilowany. Popełniłem jeden błąd, który został wychwycony przez panią adwokat. Mój profil jest dostępny tylko dla moich znajomych. W związku z tą sprawą wylewa się na mnie i moją rodzinę hejt.

Na wniosek obrońcy prezydenta stronom postępowania pokazano raz jeszcze nagranie z miejskiej kamery z momentem rozwieszania plakatów „Władza się wyżywi”. Zbigniew Urban na pytanie, czy jest w stanie rozpoznać na nim jakieś osoby, odpowiedział, że tak, ale „co nie znaczy, że wiem kto to jest”.

- Jestem w stanie rozpoznać niektóre osoby, ale odmawiam odpowiedzi na pytanie, kto jest na nagraniu - dodał były radny.

Drugim świadkiem tego dnia był Marcjusz Fornalik, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Tczewie. Jak zeznał, nie uczestniczył w działaniach zmierzających do otrzymania nagrania z monitoringu. Tym zajmowała się mecenas Grodzicka. W odczytanych wcześniejszych zeznaniach Fornalika padło stwierdzenie, że był pewny, iż osobą zamieszaną w akcję plakatową jest Zbigniew Urban (który nigdy się do tego nie przyznał - dop. red.). Gdy poczuł się obrażony komentarzami pojawiającymi się po aferze plakatowej uznał, że skieruje sprawę do sądu razem z pozostałymi prezesami miejskich spółek w formie pozwu cywilnego.

- Nie pamiętam i nie wiem kto był inicjatorem zabezpieczenia nagrania z monitoringu. Nie przypominam sobie, że rozmawialiśmy na ten temat - mówił prezes ZWiK. - Zostałem poinformowany, chyba przez prezydenta, że takie nagranie istnieje, ale wcześniej o tym nie wiedziałem. Oglądałem je u pani mecenas w kancelarii przed złożeniem pozwu. Podczas rozprawy przed Sądem Okręgowym w Gdańsku Tomasz U. stwierdził, że nie rozpoznaje się na nagraniu, później powiedział, że rozpoznaje samochód, który używa, a jeszcze później, że na nagraniu prawdopodobnie jest on, ale innych osób nie poznaje.

Marcjusz Fornalik dodał też, że widział film z Tomaszem U. ubranym w mundur - jak to określił - „stylizowanym na mundur SS” i krzyczącym „Adaś wiecznie żywy”, co odebrał jako nawiązanie do osoby Adolfa Hitlera.

W piątek na pytania sądu oraz stron odpowiadał także strażnik miejski pełniący funkcję dyżurnego stanowiska kierowania w centrum monitoringu przy ul. Wąskiej. Jak powiedział, z poleceniem zabezpieczenia nagrania z pl. Hallera i ul. Jarosława Dąbrowskiego, jako możliwego dowodu popełnienia przestępstwa, zadzwonił do niego komendant Straży Miejskiej Andrzej Jachimowski. Płytę z nagraniem przekazał kierownikowi centrum Zbigniewowi Moderowi.

- Nie interesowałem się dalszymi losami płyty - dodał strażnik. - Nie przypominam sobie, że odbyło się to na polecenie pana prezydenta. Zdarzały się wcześniej sytuacje, kiedy komendant prosił o zabezpieczenie nagrania jak dowodu popełnienia wykroczenia lub przestępstwa. Były to polecenia ustne, a nie na piśmie. Nie wiedziałem, co było na plakatach, bo w pracy byłem pierwszy dzień po urlopie.

Na rozprawie przesłuchiwano także Mirosława Pobłockiego, który skorzystał z prawa i odmówił odpowiadania na pytania oskarżyciela posiłkowego Tomasza U.

- Zawarta na plakatach sugestia niewłaściwego gospodarowania pieniędzmi publicznymi spowodowały podważenie zaufania publicznego do mojej osoby - mówił prezydent. - Ponieważ akcja plakatowa dotknęła mnie i prezesów miejskich spółek bezpośrednio, postanowiliśmy dochodzić swoich praw w sądzie. To, co wydarzyło się w styczniu w Gdańsku pokazało, że hejt może być groźnym zjawiskiem.

Prezydent dodał, że przygotowując pozew podzielił się zadaniami. Prezesi spółek zobowiązali się ustalić, czy istnieją świadkowie rozwieszania plakatów, oraz przygotować dokumentację „afery plakatowej” na podstawie relacji medialnych. Prezydent z kolei miał zająć się sprawdzeniem, czy istnieje nagranie z monitoringu.

- Uznaliśmy, że czyn braci U. wypełnia znamiona przestępstwa z art. 212 i 216, co zostało potwierdzone wyrokiem sądu w Malborku - dodał Pobłocki, nawiązując do wciąż nieprawomocnego wyroku sądu z listopada ubiegłego roku. Zbigniew Urban został uznany winnym publicznego znieważania i pomówienia Mirosława Pobłockiego oraz Marcjusza Fornalika, m. in. na portalu społecznościowym, poprzez umieszczenie zdjęcia plakatu, a także w formie komentarzy na portalach internetowych i społecznościowym. Byłego radnego skazano na karę grzywny w wysokości 1600 zł. Tomasza U. z kolei skazano za publiczne znieważenie i pomówienie prezydenta, prezesa Fornalika oraz Mariana Cegielskiego, byłego prezesa Zakładu Utylizacji Odpadów Stałych, w postaci powieszenia na słupie ogłoszeniowym wspomnianego plakatu. Mężczyzna musi zapłacić 400 zł grzywny.

- Analizowaliśmy z prawnikami Urzędu Miejskiego, komendantem Straży Miejskiej oraz mecenas Grodzicką, czy możemy wykorzystać nagranie z monitoringu w postępowaniu sądowym - kontynuował Mirosław Pobłocki. - Wszyscy przekonywali, że nie ma co do tego przeszkód prawnych, na co wskazywały opinie Najwyższej izby Kontroli, Rzecznika Praw Obywatelskich i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Po upewnieniu się, że działania będą zgodne z prawem, nastąpiło przekazanie nagrania na wniosek pani mecenas.

Prezydent przypomniał, że za pierwszym razem prokuratura w Malborku nie dopatrzyła się w tym czynie złamania prawa.

Tomasz U., oskarżyciel posiłkowy, skomentował, że w tym przypadku prawo dotyczące przekazywania nagrań z miejskich kamer zostało potraktowane wybiórczo.

- Prezydent jest wybierany przez mieszkańców i musi się cieszyć zaufaniem publicznym, ale nagranie otrzymali też prezesi miejskich spółek, którzy są mianowani, a nie wybierani - dodał. - Zaczynam się bać o siebie i swoją rodzinę, bo nie wiem, jakie materiały na nas są jeszcze gromadzone.

- Prezesi zapoznali się z tym nagraniem dopiero w kancelarii pani mecenas przed skierowaniem pozwu do sądu, więc nagranie nigdzie nie krążyło, a krąg osób, które jw widziało, był mocno ograniczony - odpowiedział prezydent. - Nikt nie dyskutował nad treścią nagrania. Jak zobaczyłem je dopiero podczas postępowania przed sądem.

Datę kolejnej rozprawy sędzia wyznaczył na 15 kwietnia. Przesłuchani zostaną wówczas informatyk zatrudniony w ratuszu oraz sekretarz miasta Katarzyna Mejna. Obrona prezydenta chciałaby też, aby wezwać specjalistę od ochrony danych osobowych.

Tczew NaszeMiasto.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na tczew.naszemiasto.pl Nasze Miasto